środa, 26 października 2016

Dzikie karty rozdane. Są niespodzianki?

Siedziałem dzisiaj w pracy, w wolnej chwili zacząłem przeglądać informacje i pojawił się news o przyznanych tzw. stałych dzikich kartach na przyszłoroczny cykl Grand Prix. Podane zostały cztery nazwiska. I zastanawiam się, czy możemy mówić o niespodziankach? Czy to raczej byli pewniacy?

Kto otrzymał "dzikusy"? W tej czwórce nie mogło zabraknąć Nickiego Pedersena. Duńczyk z powodu kontuzji musiał opuścić trzy ostatnie rundy GP i nie miał możliwości walczyć o utrzymanie w czołowej ósemce. "Power" sezon w Polsce miał średni, tak skromnie mówiąc. Jeździłem w leszczyńskiej Unii i zajął z tym klubem siódme miejsce. Na arenie międzynarodowej Pedersen też nie prezentował się najlepiej. Na osiem rund GP tylko trzykrotnie uzyskiwał wynik dwucyfrowy. Mimo to władze cyklu przyznały Duńczykowi dziką kartę. Zasłużenie? Myślę, że na pewno bez tego zawodnika Grand Prix byłoby nudne. On doda kolorytu i dzięki niemu będzie więcej emocji.

Foto: Sandra Rejzner

Drugim zawodnikiem jest Emil Sajfutdinow, a to oznacza powrót Rosjanina do cyklu GP. Ostatni raz Sajfutdinow startował w tych zawodach w 2013 roku. Później postanowił sobie zrobić przerwę, ale ostatnio coraz głośniej mówił o chęci powrotu. Te głosy usłyszeli w siedzibie BSI i postanowili dać szansę Rosjaninowi. Ten dla odmiany miał kontuzję na początku sezonu i później nie mógł znaleźć odpowiednich ustawień. Mimo wszystko nie był to najgorszy sezon Emila, a w ostatnich sezonach kilka razy udowadniał, że jest zawodnikiem na wysokim poziomie. Poza tym to dodatkowa opcja na przyciągnięcie kibicom, którzy z Rosji pewnie chętnie będą podróżować.

Foto: Sandra Rejzner

Trzecim na liście jest Matej Zagar. I tu raczej zaskoczenia nie ma. Często dzieje się tak, że dziewiąty zawodnik cyklu po sezonie dostaje dziką kartę na przyszły rok. Tak właśnie jest z Matejem. Słoweniec był dziewiąty, a do ósmego stracił tylko "oczko". To na pewno było dodatkowym argumentem "za" dla przyznania dzikiej karty Zagarowi. Dodatkowo, pamiętajmy o tym, że jedna z rund odbywa się w Krsko i na pewno dla fanów lepszą opcją jest, że ich rodak jeździ jako stały uczestnik.

Foto: Sandra Rejzner

Ostatnia dzika karta i chyba ta, która wzbudziła najwięcej kontrowersji. "Dzikusa" otrzymał Maciej Janowski. "Magic" w tym sezonie jechał średnio w PGE Ekstralidze. W cyklu GP jeździł w kratkę, zaliczył kilka bardzo słabych występów. Przed ostatnim turniejem był w ósemce, ale w Australii Janowskiemu nie poszło zbyt dobrze. Tym samym spadł pod "kreskę" i nie utrzymał się w cyklu. Do ósmego Nielsa Kristiana Iversena stracił "oczko", a więc był w tej samej sytuacji jak Zagar - dlatego też BSI mogło zdecydować o przyznaniu dzikiej karty właśnie Janowskiego.

Fot. Zuzanna Kloskowska

Według mnie wszystkie cztery nazwiska były do przewidzenia. Wcześniej, w kwestii Polaka, przewijało się także nazwisko Jarka Hampela. "Mały" stracił cały sezon przez kontuzję, ale nie jestem przekonany, czy powrót do GP po takiej długiej przerwie byłby dobry rozwiązaniem. Sporo hałasu w sieci narobił także Bjerre, który był czwartym zawodnikiem w GP Challenge i liczył na dziką kartę albo przynajmniej na pozycję pierwszego rezerwowego cyklu. Wśród trójki rezerwowych także nie znalazł się Bjerre. Są nimi Peter Kildemand, Martin Smoliński i Max Fricke.

A wy jak oceniacie decyzje w sprawie dzikich kart?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz