czwartek, 27 lipca 2017

Cóż to był za turniej!

Od środy do niedzieli na olsztyńskim piasku rozgrywany był turniej z cyklu World Tour, który był ostatnim sprawdzianem przed startującymi w piątek mistrzostwami świata. Po raz trzeci z rzędu miałem okazję obejrzeć te zmagania na żywo. Za każdym razem przyjemnie mi się tam oglądało mecze, a jeszcze lepiej jest, gdy można porozmawiać z zawodnikami. Tak też było i w tym roku. W stolicy Warmii i Mazur oglądać mogliśmy siedem polskich par w turnieju głównym, cztery dodatkowo próbowały swoich sił w eliminacjach, ale żadnej z nich nie udało się awansować.

Już pierwszy dzień żeńskiego turnieju głównego był dla biało-czerwonych bardzo udany, choć Polki wygrały tylko jedno spotkanie. Jednak to, co zaprezentowały Kasia Kociołek i Ola Gromadowska w pojedynku z Larissą i Talitą było niesamowite! Gdy Polki przegrały pierwszego seta 17:21, to już wtedy mówiliśmy, że sporo ugrały. A one chwilę później zrobiły jeszcze więcej i po wspaniałym boju ugrały seta (24:22)! W tie-breaku także grały na równi z Brazylijkami, ale ostatecznie uległy 13:15. Mimo wszystko sprawiły kibicom wielką radość, a na ich reakcje po każdym zdobytym punkcie patrzyło się bardzo przyjemnie. - Ugrałyśmy naprawdę dużo, dałyśmy z siebie wszystko. Rywalki mają większe doświadczenie, my jesteśmy jeszcze młode, niezgrane. Myślę, że było dobrze. Troszkę szkoda tie-breaka, bo prowadziłyśmy dwoma punktami i w końcówce gdzieś to przegrało. Porażka w tie-breaku do 13 z taką parą to wynik bardzo dobry. Jesteśmy pozytywnie zaskoczone i mam nadzieję, że dzięki temu w następnych meczach będzie tylko lepiej - przyznały po meczu nasze reprezentantki.


Tego samego dnia Kasia i Ola zagrały jeszcze z Finkami, z którymi niestety przegrały w dwóch setach i zakończyły turniej. - Za dużo naszych błędów, może trochę nieobecność na meczu. Zagrałyśmy totalne przeciwieństwo tego, co zaprezentowałyśmy rano. Trochę jest nam przykro. Chciałyśmy się pokazać z lepszej strony, niestety się nie udało - oceniła Kasia Kociołek. Dwie porażki zanotowały także Dorota Strąg i Martyna Kłoda, które w Olsztynie nie ugrały nawet seta i również szybko odpadły.


Mecze tego dnia nieco się przeciągały, przez co spotkanie Kingi Kołosińskiej i Jagody Gruszczyńskiej z Amerykankami - Kerri Walsh-Jennings i Nicole Branagh zostało przesunięte w czasie, a także na boisko boczne, a wcześniej planowano, że Polki zagrają na korcie centralnym. Biało-czerwone po pierwszym secie, który przegrały gładko 12:21, wzięły się do pracy. Kibice szczelnie wypełnili niewielkie trybuny przy boisku i z podziwem oglądali kolejne akcje Polek w defensywie i skuteczne ataki. Obrony Jagody, bloki Kingi - to dawało nam kolejne punkty. Ostatecznie Polki wygrały 21:19 i doprowadziły do tie-breaka, a w nim po fenomenalnej walce zwyciężyły 15:13 i awansowały do 1/8 turnieju! - Cieszymy się bardzo, że wygrałyśmy ten mecz. Dałyśmy z siebie 150 procent. Było bardzo dużo walki i tą walką wygrałyśmy. Bardzo się cieszę, ale jestem też bardzo zmęczona. Nie zawsze wszystko wychodziło, ale w ogólnym rozrachunku dało nam to zwycięstwo, więc więcej było plusów. Mogę być z siebie dumna, byłam czujna i dużo razy mi się udało zablokować przeciwniczki - przyznała "Kinia".



W między czasie rozpoczęły się także zmagań w męskim turnieju. Udanie swój udział w Olsztynie rozpoczęłi Grzegorz Fijałek i Michał Bryl oraz Piotr Kantor i Bartosz Łosiak. Blisko szczęścia byli Mariusz Prudel i Kacper Kujawiak, którzy w tie-breaku przegrali 13:15 z parą Samoilovs/Smedins. A od porażki 0:2 zaczęli Jakub Szałankiewicz i Maciej Rudol. Panowie fazę grupową kończyli w piątek przed południem i ponownie mogliśmy cieszyć się z dwóch zwycięstw. Tym razem wygrywali Rudol/Szałankiewicz i Prudel/Kujawiak, co dało awans wszystkim czterem parom. Niestety, przegrali Kantor/Łosiak i Fijałek/Bryl, choć obie te pary wygrały pierwsze sety. Co ciekawe, ci drudzy rozprawili się w pierwszej partii z Alisonem i Bruno 21:14. W drugim secie jednak ulegli w takim samym stosunku, a w tie-breaku przegrali 11:15. Ale biało-czerwoni pozostawali w grze, wszyscy mieli zagrać w 1/16 turnieju.


Pechowo jednak dla Polaków ułożyło się losowanie. Cztery polskie pary znalazły się w dolnej części drabinki, co oznaczało, że nawet jeśli będą wygrywać wszystkie mecze, to będą musiały siebie nawzajem eliminować. A co gorsze, mecz Polska-Polska czekał nas już nawet w 1/16. W bratobójczym pojedynku Kantor/Łosiak w dwóch setach odprawili parę Rudol/Szałankiewicz. - To są najtrudniejsze mecze, jakie mogą być. Znamy się, razem trenujemy - przyznali jednogłośnie przedstawiciele obu zespołów. Prudel/Kujawiak w 1/16 walczyli z Brazylijczykami - Pedro i Guto. Polacy po trzysetowym boju okazali się lepsi. Swój udział w turnieju na 1/16 zakończyli jednak Grzegorz Fijałek i Michał Bryl, którzy przegrali batalię z Herrerą i Gavirą 0:2. - Dawno nie zagraliśmy tak słabego meczu, nie wiem co się stało. Nie było w ogóle wiary w to, że możemy wygrać. Była to dla mnie duża niespodzianka. Normalnie walczymy o każdy punkt, a tutaj po nieudanym zagraniu głowa w dół - ocenił na gorąco Fijałek. Tym samym w grze pozostały dwie męskie pary, które w sobotę miały powalczyć w 1/8.



Piątek kończył się meczem Kingi i Jagody, które walczyły o najlepszą ósemkę z Brazylijakami - Agathą i Dudą. Polki walczyły dzielnie, stoczyły zacięty bój z rywalkami w obu setach. Momentami to biało-czerwone były na prowadzeniu, w końcówkach jednak lepsze okazały się Brazylijki, które obie partie wygrały 21:19 i tym samym wyeliminowały biało-czerwone. - Grałyśmy na wysokim poziomie z bardzo dobrymi przeciwniczkami - powiedziała Kinga. - Zabrakło niewiele, zaledwie czterech punktów - dodała Jagoda. Dla Polek był to jednak najlepszy turniej w tym sezonie, choć dobrze, że ambicje mają większe i pokazywały to także na boisku. Mam nadzieję, że w tym sezonie jeszcze pokażą się z dobrej strony.


Sobota rozpoczęła się od spotkania pary Prudel/Kujawiak z Białorusinami, którzy niespodziewanie wygrali swoją grupę. W pierwszym secie tego meczu potwierdzili, że ich dyspozycja nie jest przypadkowa. W drugiej partii jednak Polacy się przebudzili, zaczęli grać skuteczniej i doprowadzili do tie-breaka, w którym zwyciężyli i awansowali do ćwierćfinału. Chwilę później swoje spotkanie rozegrali Bartosz Łosiak i Piotr Kantor. Ich rywalami byli Amerykanie - Dalhausser i Lucena. Polacy walczyli ambitnie, jednak oba set przegrali na przewagi i zakończyli turniej poza najlepszą ósemką. - Dalhausser to dalej najlepszy blokujący, bardzo dobrze czyta grę. Nie gra się przeciwko niemu łatwo, trzeba odważnie z nim grać i być pewnym siebie. Podsumowując, 9. miejsce jest dobrym wynikiem, ale gra nie była najlepsza. Moim zdaniem graliśmy słabo w każdym meczu - ocenił Łosiak. W walce o strefę medalową Prudel i Kujawiak nie zagrali tak dobrze, jak rano i to Łotysze okazali się lepsi. Plavins/Regza wygrali 2:0 z Polakami i awansowali dalej, a najlepsza polska para zakończyła turniej na piątej pozycji. - Przeciwnicy grali naprawdę dobrze, nie popełniali błędów. Staraliśmy się robić co mogliśmy, ale niestety byli lepsi w końcówce. Na pewno im też trochę dopisało szczęście - przyznał Mariusz Prudel.


Ciekawostką turnieju był fakt, że od soboty funkcjonował system challenge. A przynajmniej miał funkcjonować, bo jak pokazała już pierwsza próba jego wykorzystania - nie do końca zadziałał. Później niektóre akcje także były pokazywane w bardzo kontrowersyjny i niezbyt oczywisty sposób. Mam wrażenie, że ten system do siatkówki plażowej nie jest najlepszym rozwiązaniem albo powinien się on ograniczać do samej siatki, ponieważ piłka wbijająca się w podłoże i dopiero wtedy dotykająca linii bocznej nie jest oczywistym punktem. Szczególnie biorąc pod uwagę, że nie zawsze ta taśma też leży tak dokładnie, jak powinna. - W pierwszym meczu challenge też był kontrowersyjny, teraz również. System challenge sprawdza się przy ewidentnych piłkach, tak jak miałem przy ataku po bloku - ocenił Kacper Kujawiak.


Na pewno najbardziej dramatycznym momentem olsztyńskiego turnieju była kontuzja Kerri Walsh-Jennings. Trzykrotna mistrzyni olimpijska rzuciła się do obrony w półfinale (w tie-breaku przy stanie 14:14) i prawą dłonią pechowo uderzyła o podłoże, przez co przestawiła swój bark. Po przerwie medycznej dokończyła ten mecz, przegrywając go, a jeszcze tego samego wieczoru podpisała walkowera w meczu o brąz. Te krążki otrzymały wspomniane Agatha i Duda, które wyeliminowały Polki w 1/8 turnieju.



W finale żeńskich zmagań najlepsze okazały się inne Brazylijki - Larissa i Talita, które po niezwykle zaciętym boju pokonały kanadyjską parę Pavan/Humana-Paredes 2:1. Co ciekawe, Larissa i Talita w każdym z trzech olsztyńskich turnieju były w finale, a dwa z nich wygrały.



Wśród mężczyzn najlepsi okazali się Niemcy - Markus Boeckermann i Lars Flueggen, którzy decydujący pojedynek rozpoczęli nie najlepiej. Nasi zachodni sąsiedzi potrafili się jednak podnieść i po trzech setach pokonali parę Hyden/Doherty. Podium uzupełnili Ontiveros i Virgen z Meksyku. Dodajmy, że Niemcy do turnieju głównego w Olsztynie przebijali się przez kwalifikacje. Warto również dodać, że nawet w najlepszej ósemce zabrakło Alisona i Bruno, a więc mistrzów świata i olimpijskich, którzy w 1/8 przegrali z Rosjanami.


Mieliśmy wiele emocjonujących momentów, chwile szczęścia i radości, a później te nieco mniej przyjemne. Niestety, taki jest sport i żadnej z polskich par nie udało się zagrać w niedzielę, kiedy to odbywały się mecze o medale. Z tego też powodu pewnie rozpłakało się niebo. A tam poważnie mówiąc, to deszczowe finały są mało przyjemne do oglądania, co zdecydowanie odbiło się na frekwencji. Nie zmniejszyło to jednak woli walki ze strony zawodników i ich radości po wygranych meczach. A największa ulewa przyszła chwilę po ceremonii medalowej, na szczęście.












Żałuję, że w Olsztynie zabrakło mistrzyń olimpijskich oraz zwyciężczyń Grand Slamu na Warmii z zeszłego roku - Kiry Walkenhorst i Laury Ludwig. Niemki jednak po turnieju w USA pewnie zdecydowały się odpocząć przed czempionatem i odpowiednio przygotować się do startu w Wiedniu. 

Nie pozostaje nam nic innego, jak trzymać kciuki za trzy polskie pary, które będą walczyły w mistrzostwach świata. Grzegorz Fijałek i Michał Bryl swój udział rozpoczną już jutro, a w sobotę pierwsze mecze rozegrają Bartosz Łosiak i Piotr Kantor oraz Mariusz Prudel i Kacper Kujawiak.

P.S. Pojawiły się informacje, że tegoroczny turniej mógł być ostatnim w Olsztynie, a przynajmniej na razie. I przyznam szczerze, że byłaby to dobra opcja. Nowy klimat może by nieco ożywił te zmagania, jak to było w 2015 roku, gdy po raz pierwszy Grand Slam zawitał właśnie do Olsztyna. Mam wrażenie, że z roku na rok poziom organizacyjny spadał, a to także mogło mieć wpływ na odbiór całego widowiska. Oby jednak za rok ponownie Polska pojawiła się w kalendarzu FIVB!