czwartek, 4 maja 2017

Żużlowy (długi) weekend: wielki powrót Vaculika do GP, blamaż Falubazu

W weekend rozpoczęła się walka o tytuł najlepszego żużlowca na świecie w 2017 roku. Inauguracyjny turniej to zawsze wielkie święto. Tegoroczna rywalizacja zaczęła się w Krsko. Spodziewano się wielu emocji, ciekawych akcji na torze. Niestety, pogoda nieco pokrzyżowała plany organizatorom i żużlowcom. W piątek odwołany został trening, ponieważ opady deszczu uniemożliwiły odpowiednie przygotowanie nawierzchni. Dzień później także nie było rewelacji. Jednak organizatorzy mieli te kilkanaście godzin więcej na odpowiednie prace na torze. W sobotę, oglądając zawody w telewizji, nawierzchnia słoweńskiego owalu nie była zbyt dobra. Przypuszczam, że gdyby to był zwykły mecz ligowy w Polsce, to albo by został odwołany, ale jeszcze z godzinę lub dwie trwały by prace nad przygotowaniem toru. Tym razem jednak były to zby ważne zawody, aby je odwołać czy też przedłużać ich rozpoczęcie. Chociaż to paradoks. Bo właśnie podczas turniejów Grand Prix i innych wysokiej rangi powinno dbać się o zawodników, kibiców i promocję dyscypliny. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

Co do samych zawodów, to ciężko je ocenić. Sporo zawodników miało problemy z nawierzchnią w Krsko. W większości biegów decydował start i rozegranie pierwszego łuku, wyprzedzania było jak na lekarstwo. Od początku nie radzili sobie chociażby Bartosz Zmarzlik czy Nicki Pedersen. Bardzo dobrze jechało natomiast trio: Greg Hancock, Martin Vaculik i Patryk Dudek. W zasadzie "Duzers" był jedynym z Polaków, który wyprawę do Krsko zaliczy do udanych. Ostatecznie debiutujący w tym zacnym gronie zawodnik stanął na najniższym stopniu podium. Pozostali Biało-Czerwoni uplasowali się poza ósemką. Najszczęśliwszy na inaugurację był Martin Vaculik, który wrócił do GP po trzech latach przerwy i zwyciężył na otwarcie nowego sezonu. Tuż za nim na metę wjechał Fredrik Lindgren, który także tego dnia prezentował się bardzo skutecznie.

Tradycyjne selfie z podium (fot: FIM Speedway Grand Prix)

W niedzielę w końcu pogoda dopisała w Polsce i PGE Ekstraliga mogła pochwalić się czteroma odjechanymi meczami. Trzecia kolejka najlepszej żużlowej ligi świata rozpoczęła się od spotkań w Grudziądzu i Lesznie. W obu przypadkach wygrywali gospodarze. Może to nic dziwnego, ale rozmiary na pewno mogą dziwić. Szczególnie wynik meczu z Leszna jest zaskakujący. Fogo Unia podejmowała zielonogórski Falubaz. Motomyszy wypadły blado. Unia wygrała 64:26. Goście zanotowali tylko cztery indywidualne zwycięstwa, żadnego drużynowego. To był po prostu blamaż Falubazu. W Grudziądzu miejscowy GKM wygrał z Włókniarzem Częstochowa 55:35. Gospodarze pojechali równo i to był klucz do sukcesu, w ekipie gości nic nie mogli sobie zarzucić jedynie Leon Madsen i Oskar Polis. Reszta na pewno zawiodła.

Fot: Łukasz Forysiak

Wieczorem we Wrocławiu kibice świętowali otwarcie nowego Stadionu Olimpijskiego w starciu z wicemistrzami Polski. Sparta rozpoczęła nową kartę historii od zwycięstwa 51:39, choć pewnie na więcej liczyli Lebiediew i Jędrzejak. Obaj zawodnicy zdobyli po 4 punkty. Na szczęście dla miejscowych, w ekipie z Torunia był Grzegorz Walasek, który nie poradził sobie we Wrocławiu. W kratkę jeździli także Jepsen Jensen i Miedziński i to wystarczyło, aby Sparta cieszyła się z wygranej. W Gorzowie natomiast mistrzowie Polski spokojnie pokonali ROW Rybnik. Gorzowska Stal wygrała 51:39, choć w pewnym momencie było już +18 na korzyść miejscowych. Honoru drużyny ze Śląska bronił Kacper Woryna, a wspierać go próbował Max Fricke. Młodym zawodnikom "Rekinów" zdecydowanie brakowało wsparcia starszych kolegów. W gorzowskiej ekipie nieco słabiej zaprezentował się Martin Vaculik, ale Słowak tego dnia miał też sporo pecha.

Fot: Zuzanna Kloskowska

Majowy weekend rozpoczął się od eliminacji do SEC, w których o przepustki do kolejnej rundy walczyli Biało-Czerwoni. Najlepszy w Nagyhalász był Przemek Pawlicki. Na Węgrzech walczyli także Janusz Kołodziej i Paweł Przedpełski. "Koldi" zajął czwarte miejsce i będzie rezerwowym podczas Challenge'u, a Przedpełski wywalczył tylko 7 punktów i odpadł z rywalizacji. W Mureck awans wywalczyli natomiast Adrian Miedziński i Kacper Gomólski, a w Terenzano pechowo zawody zakończył Jakub Jamróg. Polak w biegu dodatkowym upadł na tor i z Włoch wrócił ze złamaną ręką.

We wtorek ekstraliga odrobiła część zaległości. Pogoda pozwoliła na rozegranie meczu w Częstochowie, gdzie mogliśmy oglądać ciekawe ściganie. Początkowo gospodarze zbudowali sobie przewagę, ale później goście z Rybnika zaczęli gonić rywali. Emocji nie brakowało przede wszystkim dzięki jeździe Kacpra Woryny, który ponownie był najlepszym z rybnickich zawodników. Ostatecznie jednak w decydującym momencie gospodarze dowieźli do mety zwycięstwo biegowe i meczowe - Włókniarz wygrał 48:42.

Świąteczna środa była dobrą okazją dla Biało-Czerwonych do starcia w towarzyskim spotkaniu z Australią. W Krakowie goście z Antypodów rozpoczęli skuteczniej i przez dłuższą część meczu prowadzili. W końcówce jednak Polacy pokazali klasę, odrobili straty, a w biegach nominowanych pokazali rywalom plecy i zwyciężyli 49:41. Polaków do wygranej poprowadzili Bartosz Zmarzlik i Przemysław Pawlicki, a w ekipie gości najskuteczniejszy był Jason Doyle.

Dzisiaj miało odbyć się kolejne wielkie ściganie, tym razem w Gnieźnie. Jednak aura spłatała figla i do startu Speedway Best Pairs nie doszło.